4798
Justyna Skiba
Poruszam się z chodzikiem, lecz z powodu nieudanej operacji, nigdy bez cierpienia. Przez 20 lat, mimo że już byłam chora na SM, jakoś się trzymałam. Nie powaliła mnie diagnoza o SM, nie powaliło mnie, gdy choroba się mocno pogłębiła, nie powaliła mnie konieczność używania chodzika, jednak skutki operacji są koszmarem każdego mojego dnia.
Szpital, który przekonał mnie, wbrew moim obawom, na operację, i nie ostrzegając o zagrożeniach, najwyraźniej nie wziął pod uwagę możliwych komplikacji, choć były do przewidzenia i można było przynajmniej sprawdzić czy można mnie operować.
Nie podając przyczyny, szpital porzucił mnie, odmówił dalszej pomocy i powiedział, że nie będzie się mną już zajmował. Myślę, że to dlatego, że popełnili jakieś błędy. Po tym, jak mój nieżyjący już przyjaciel napisał do nich list, usłyszałam, że nie jestem już ich pacjentem. Chyba niezgodnie z prawem.
Operacja usunięcia części macicy doprowadziła do tego, że nie mogę poruszać się środkami komunikacji miejskiej, bo bardzo cierpię przy najdrobniejszej nierówności drogi, której normalnie się nie zauważa – wewnętrzne blizny pooperacyjne, keloid, wewnątrz nielitościwie ciągną i szarpią wnętrze przy najmniejszym wstrząsie, nierówności drogi. Jest mi z tym coraz trudniej. To już trwa 4 lata.
Chcę pozbyć się cierpienia, ale jak? - próbowałam – w zeszłym roku założyłam zbiórkę, udało mi się zebrać zaledwie 71zł od trzech osób, z czego 50 zł wpłacił mój ukochany, zmarły pod koniec ubiegłego roku, chłopak.
Wcześniej zarabiałam swoje grosiki na malowaniu portretów, miałam nawet swoje jednoosobowe studio graficzne, lecz niestety od kilku lat z powodu pooperacyjnej przeczulicy brzusznej i wewnętrznego keloidu nie jestem w stanie siedzieć przy komputerze dłużej niż na czas napisania krótkiego maila. Nie było mnie stać nawet na ZUS i musiałam zlikwidować firmę. Niestety nie zdążyłam dopracować się renty. Skończyłam jako podopieczna MOPS.
Bardzo chciałabym uzbierać na operację, by móc się poruszać, siedzieć, leżeć i spać bez cierpienia. A jak się uda, to także na chociaż część leków, po prostu - te refundowane i nierefundowane oraz na potrzebne suplementy.
Jako 50-latka nie jestem leczona na SM. Z funduszy NFZ nigdy dotąd nie byłam leczona. :( . Trochę z własnej winy, bo długo miałam lekki przebieg SM i głupio myślałam, że zawsze tak będzie. No i potem niestety osunęłam się o dwie grupy w dół. Na leczenie SM potrzebowałabym kilka tysięcy złotych na miesiąc.
Staram się codziennie wyjść na spacer, bo to jedna z podstaw zdrowia z SM. Uwielbiam parki, ptaki, wodę, słońce. Lubię oglądać i robić zdjęcia kwiatom i drzewom. Niestety w zasięgu moich sił i chodzika mam małe możliwości.
Bardzo chętnie korzystam z okazji, gdy ktoś może mnie gdzieś podwieźć, najchętniej na spacer do parku. Ludzie chętnie pomagają, jestem im za to bardzo wdzięczna, ale trudno tak patrzeć za każdym razem za pomocą.
Proszę, pomóżcie mi.
Z góry bardzo dziękuję.