Sandra Jabłońska
Luty 2020 rok, wydawał się zwykłym miesiącem, a jednak. Ten dzień pamiętam jak dzisiaj, próbowałam się uszykować na uczelnię, ale już zaczęłam spadać ze schodów. Pomyślałam, że pojadę do szpitala, bo zaczyna ogarniać mnie strach. Wraz z przyjaciółmi, którzy pomogli mi wtedy udaliśmy się do jednego szpitala, niestety tam zostałam potraktowana gorzej niż odpadem, który nie został wyrzucony do kosza. Zwątpiłam, że ktoś mi pomoże. Myślałam, że ten "doktorek" ma rację, nic mi nie jest. Dzięki determinacji moich przyjaciół pojechaliśmy na Przybyszewskiego. Badania poszły lawinowo. Leżałam trzy tygodnie, każdy mnie zbywał z odpowiedzią. 24 lutego informacja, że podejrzewają SM. Myślałam, że zemdleje. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje i co mam robić. Byłam w ciężkiej rozpaczy. Miałam 21,5 lat na karku. Czynna osoba, która oddaje krew, jest zarejestrowana w DKMS, różne akcje charytatywne. Na tamtą chwilę załamałam się. Oczywiście diagnoza została potwierdzona. Dostałam pierwszy lek tecifdera, niestety nowe zmiany liczne i aktywne. Następnie był rebif to samo. Byłam już załamana, żaden lek nie działa. Cały czas szpital, sterydy, rehabilitacja. Wreszcie dostałam lek o nazwie ocrevus. Na chwilę obecną jest stabilnie, rehabilitacja, suplementacja i ten lek działają. Przyjmuje ten lek dzięki badaniu klinicznemu, które trwa pięć lat. Odpowiada on też za "niszczenie" odporności, czego skutki zaczęłam już odczuwać 🙃
Cały czas się rozwijam, ukończyłam dwa stopnie studiów. Od października będę studentka, znalazłam pracę. Jestem liderką w Szlachetnej Paczce (uwaga już drugi rok). Cały czas staram się każdemu pomagać i motywować do dalszych działań. Wszystko idzie ku dobremu. Niestety zapotrzebowanie finansowe przy tej chorobie jest ogromne.
Jeżeli masz wolne 1,5 procenta i nie wiesz co z tym zrobić to możesz pomóc mi lub innym rozliczając się i oddać swój procencie :)
Będę bardzo wdzięczna!
Wszystkiego dobrego dla Was i życzę dużo mocy!