Sylwia Rogaczewska
W wieku 33 lat zachorowałam na SM. Mimo to nie chcę się poddać!
Wydawało mi się, że nie ma powodu do niepokoju, że drętwienie kończyn to objawy związane ze zwykłym przemęczeniem organizmu i po czasie ustąpią. Z początkiem roku otrzymałam jednak diagnozę, która sprawiła, że ugięły się pode mną kolana…
Okazało się, że cierpię na nieuleczalną chorobę - stwardnienie rozsiane. To był potworny cios! Nie mogłam pogodzić się z faktem, że przyszło mi się mierzyć z tak bezwzględnym przeciwnikiem, że z dnia na dzień będę powoli traciła zdolność do normalnego, samodzielnego funkcjonowania. Choroba ta objawia się u mnie tzw. „rzutami”, podczas których moje ciało odmawia mi posłuszeństwa. Tak zaczęła się moja „przygoda” z badaniami, pobytem w szpitalu, a później już diagnozą.
Przeszłam już pierwszą rehabilitację ogólnousprawniającą ze względu na nagłe pogorszeniu stanu zdrowia. Okropne bóle mięśni, stawów i kości towarzyszą mi codziennie. Do wszystkiego dochodzą jeszcze zawroty głowy i problemy ze wzrokiem. Staram się żyć tak, jak dawniej, pracować, jak wcześniej, ale powoli mnie to przerasta. Nie jestem już w stanie funkcjonować tak, jak kiedyś. Nie radzę sobie nawet z codziennymi obowiązkami.
Od kilku miesięcy uczestniczę w programie lekowym. Terapia ma na celu spowolnienie postępów choroby, niestety wiąże się jednocześnie z ogromnymi skutkami ubocznymi. Podczas brania leków bardzo wypadają mi włosy. Przez dwa tygodnie straciłam już połowę. Choroba odbiera mi sprawność, a ja jestem wobec niej bezsilna.
Rehabilitacja, wizyty lekarskie, leki i suplementy wzmacniające organizm - to wszystko jest bardzo kosztowne i nie jestem w stanie pokryć wszystkich kosztów z własnych środków, dlatego z całego serca proszę Was o wsparcie!